wtorek, 26 lutego 2013

Ukłon w stronę natury 2 - żel lniany i mgiełka aloesowa - ujarzmić puch!

Chyba każda posiadaczka włosów wysokoporowatych zna ten obraz w lustrze, kiedy umyte włosy są piękne i gładkie, a w miarę wysychania robi się puch. I to taki, który ciężko jest ogarnąć.

Ile to razy piękna, lśniąca tafla dziewczyn o włosach niskoporowatych zachwycała (chyba każdą z nas :)). A u mnie nie dość, że włosy blond, to jeszcze jak na złość uwielbiają się puszyć.

Próbowałam różnych metod ujarzmienia - od tych powszechnych przez mniej typowe, aż do naturalnych. Jakie były efekty?

Pianka - raczej sklejała włosy, a jeśli już podkreśliła fale to na krótko, włosy wciąż się puszyły.
Lakier - sam w sobie puchu nie ogarnie.
Produkty do stylizacji na ciepło - no effect.

Jedwab Biosilk - wysuszał!
Krem do rąk z Biedronki (słynny zielony wycofany już krem) - ujarzmiał? Tak, ale nietrwale i na krótko. Jednak to przy nim po raz pierwszy moje włosy zostały ogarnięte. Zaplecione w warkocz, po rozpuszczeniu trzymały kształt i nie wyglądały jak grzywa pudla.
Oil Miracle - na początku działała siła sugestii. Działał, ale obciążał włosy. Zresztą to same silikony, a moje włosy za nimi naprawdę nie przepadają (obecnie wykluczyłam je całkowicie z pielęgnacji i kłaczki mają się świetnie!)

W czasie wakacji i promocji w SuperPharm nabyłam sok z aloesu (9,99zł). Litrową butlę.
Otworzyłam ją dopiero w okolicach grudnia, ze świadomością, że trzeba ją opróżnić dosyć szybko.
Trochę wypiłam. Trochę przelałam do buteleczki z atomizerem. Miały być płukanki, ale ten zabieg do mnie nie przemawia.


Mamy więc już buteleczkę z atomizerem.


Niewiele później kupiłam siemię lniane (ok. 4 zł), aby walczyć o długość. Piłam przez tydzień i zrezygnowałam. Siemię leżało.


Jakiś miesiąc temu po raz pierwszy zrobiłam żel lniany (gotowanie ziarenek przez około 15 minut). Przelałam do buteleczki z pompką.

Obok buteleczki z  atomizerem  mamy drugą - z pompką.


Nie ruszam się bez nich z Wrocławia. 
A moje włosy nie pamiętają co to jest "bad hair day".

Bywa, że włosy, nawet po użyciu odżywki są napuszone. Albo nie mają ochoty się układać. Wtedy najpierw spryskuję czuprynę sokiem z aloesu. Wygładzam rękoma.
Jeśli danego dnia są wyjątkowo oporne to przed psikaniem nakładam na nie jedną pompkę żelu aloesowego (pompka ułatwia dozowanie!). Zwykle na tym etapie ugniatam też moje fale.
Czasem zaplatam je na chwilę w warkocz, a po rozpuszczeniu...
...są miękkie, lśniące, trzymają kształt, nie są napuszone, ale też nie są obciążone (mówi się chyba "dociążone")

W drogeriach szerokim łukiem omijam już kolejny dział. I oszczędzam na produktach do stylizacji ;)
Każdemu, kto nie próbował - polecam. Nie zamienię tego sposobu na żaden inny :)

Próbowałam znaleźć jakieś zdjęcie, które pokaże różnicę...
Mam nadzieję, że widać, że włosy kręcą się według własnego widzimisię - po lewej. Po prawej dla przypomnienia jak to wygląda teraz :)





Jakie są Wasze sposoby na ujarzmienie włosów? :)

PS Nie da się nie zauważyć, że bywam tutaj ostatnio coraz rzadziej. Przyczyna jest prosta - nauka. Powiecie, że sesja się skończyła, nowy semestr dopiero co zaczyna, więc czego tu się uczyć?
Prawda jest taka, że sesja to nic w porównaniu z ilością nauki jaką teraz mam na co dzień (wszystkiemu winna reforma!)... A ponieważ za parę lat chcę być dobrym lekarzem (a za kilka miesięcy mieć spokojne wakacje) - wybaczcie mi jeśli nie będę pisać regularnie. Wolę jednak pisać rzadziej, ale konkretnie niż co chwilę posty bez treści. 
Dziękuję, że jesteście! :)
A wszystkim, które zastanawiają się czy zaczynać medycynę... Jeśli są takie to może kiedyś napiszę o tym parę słów :)

niedziela, 24 lutego 2013

Zostawił nam swój kolorowy pomnik...

... w wieku 58 lat zmarł wczoraj Wojciech Inglot - założyciel i właściciel znanego nam wszystkim INGLOTA.

>źródło<

Miałam dzisiaj robić uaktualnienie zawartości palety cieni (tych właśnie cieni), ale poczekam z tym jeszcze chwilę.

To nie jest wiek na umieranie.
Niech jego kolorowy pomnik przypomina nam, że w życiu trzeba mieć odwagę by zacząć budować wszystko od zera, sygnując własnym nazwiskiem zbudować potęgę.

Kondolencje dla Rodziny.

piątek, 22 lutego 2013

Kwestia wykończenia - top coat Poshe

Widać, że zbliża się wiosna.
Za oknem sypie śnieg, wieje mroźny wiatr. Ale dzień się wydłuża!
Przede mną pracowity weekend, ale zanim nadejdzie - recenzja dla Was.

Pamiętacie, jak w lipcu pisałam o SV? Kiedy się skończył postanowiłam spróbować czegoś nowego. Padło na top coat Poshe - mniej znany, nieco francusko brzmiący kolega SV. Jak wypada w porównaniu?
Zapraszam :)

Słowem wstępu powiem tylko, że  paznokcie mam pomalowane na okrągło - zmywam lakier kiedy zaczyna wyglądać źle (odstaje, odpryśnie...), bo mam fioła na punkcie ładnie pomalowanych paznokci. Do tej pory nie wiem jak mogłam żyć bez wysuszacza lakieru - paznokcie miały odbitą fakturę ubrań, pościeli, włosów... Topu używam do każdego malowania paznokci :)





Poshe, Fast Drying Top Coat - Szybkoschnący utwardzacz do lakieru

>link do KWC<





Producent:
 Po kliknięciu zdjęcia się powiększą :)

Techniczne:
1. Opakowanie - zgrabna buteleczka mieszcząca 14ml. Pędzelek nie jest ani szeroki ani wąski - aż chce się powiedzieć "w sam raz" :)


2. Konsystencja i zapach - nie posiadam małej buteleczki jak w przypadku SV, więc zmuszona jestem korzystać z dużej buteleczki. Mimo to top wciąż ma tą samą - rzadką konsystencję (jak Vite na początku, kiedy przelewałam go do małej buteleczki). Pachnie nieco inaczej niż lakier, ale nie jest drażniący.

(robią mi się zaspy na balkonie :/)

3. Wydajność - zużycie widoczne na zdjęciu powstało po niespełna dwóch miesiącach.

skład i zużycie na jednym zdjęciu :)
Dlaczego on?
Bo "gdzieś coś" czytałam, a SV w miarę używania gęstniał strasznie i paskudnie ściągał lakier (lepiej wyglądał bez niego niż z nim). Czas postawić na nowości.

Moja opinia:
Top Poshe nie wysycha tak szybko jak SV. Do pełnego zaschnięcia potrzebuje około 15-20 minut.
To jego jedyny minus.
Nadaje blask, jakich mało. Bardzo wygodnie się z nim pracuje (nie ma obaw o uszkodzenie lakieru kolorowego). A jak już wyschnie...

Taka krótka historia: na paznokciach nosiłam lakier Moulin Rouge z Lovely (cena 5,49zł). Zaczął mi troszkę odchodzić od strony macierzy paznokcia. Poza tym było widać już płytkę - końcówki były ledwie starte. Myślę sobie - nie przedłuża trwałości. Spojrzałam na kalendarz.
Lakier na moich paznokciach był 9 dzień.
Przedłuża. I to bardzo. A fakt, że mi czas leci jak szalony to inna bajka :D
Z najtańszego lakieru czyni pancerz, który bez problemu można nosić tydzień na paznokciach.

Czy ściąga lakier? NIE! A przynajmniej nie tak jak SV. Ewentualnie, coś delikatnie zdarza mu się pociągnąć, ale nie muszę zmywać lakieru z paznokci, bo nagle mam krechę ściągniętego lakieru przez pół płytki.

Jedyną uwagę, jaką mam to praca z iskierkami i gęstość lakieru kolorowego.
Iskierki - trzeba się nauczyć kiedy najlepiej nakładać top, aby drobinki w nim nie zniknęły (najlepiej chwilkę odczekać przed nałożeniem topu.)
Gęsty lakier kolorowy - Poshe nie lubi takich lakierów. Właśnie takie lakiery zdarza mu się ściągnąć, po czym na przykład lakier pęknie i odskoczy następnego dnia. Ale zdarzyło mi się to tylko w przypadku jednego lakieru, z którym nie lubiłam się od początku. Wszystkie pozostałe dogadują się z nim świetnie.

A. Drugim jego minusem z pewnością jest dostępność - okazjonalnie ląduje na allegro, dostępny jest w nielicznych sklepach internetowych... Szkoda, bo jest świetny. Kosztuje około 26zł czyli półka cenowa SV.

Czy do niego wrócę? Okaże się za parę miesięcy - jeśli nie zgęstnieje znacząco za połową - to jestem pewna, że na zapas kupię od razu dwie buteleczki :)

POLECAM!


Znacie? :)

wtorek, 19 lutego 2013

Podsumowanie zapuszczania włosów - listopad do lutego

Witajcie!
Zdaje się, że ostatni post na blogu pochodzi sprzed tygodnia... Jak pisałam - byłam w podróży (ferie!), dodatkowo pojawiły się problemy ze sprzętem. Mam jednak aparat, jestem już we Wro i mogę znów do Was pisać :)

Dzisiaj nadszedł czas na podsumowanie akcji zapuszczania włosów, do której przyłączyłam się z początkiem listopada zeszłego roku.

Różnica przedstawia się następująco:

Pierwsze zdjęcie robione jest z lampą błyskową 31 października, drugie robiłam dzisiaj rano (bez lampy).
Od listopada minęło 3,5 miesiąca - czyli normalne włosy powinny urosnąć około 3,5 cm. Moje bez wspomagania w takim czasie rosną około 2cm. A tu? Widać różnicę!

Przez dwa miesiące towarzyszyła mi herbata z pokrzywy - i to ona stała się moim lekiem na całe zło - ograniczyła wypadanie włosów i przyspieszyła porost.
Próbowałam pić siemię lniane... przez tydzień... Więcej nie mogłam, ale teraz planuję do niego wrócić :)
Brałam MegaKrzem, ale miesiąc - jak pisałam na włosy nie działał.

Oprócz tego regularna pielęgnacja i dwa farbowania (po prawej włosy tuż po farbowaniu, po prawej jakiś miesiąc po farbowaniu "Srebrnym pyłem" z Joanny - henna jak wychodzi, tak wychodziła.).

Co mi towarzyszy?




Szampony - głównie Barwa Naturalna Zielone Jabłuszko (który skończył się kilka dni temu...), ostatnio pokazywany Garnier Ultra Doux dla lepszego oczyszczenia, Alverde, który wprowadził się do mnie niedawno i babydream, na chwile, kiedy moje włosy potrzebują delikatności :)












W kwestii odżywek moje włosy nie wymagają już mocnego karmienia - wystarczą im lekkie odżywki, których używam po każdym myciu włosów. Zostało mi jeszcze pół Isany z olejkiem babassu, aktualnie dołączyła do niej kokosowa Balea.











Oleje. Wybaczą każdą niesystematyczność, poratują włosy z każdego przesuszenia, puszenia i niesubordynacji. IHT 9 od Lass Naturals wyeliminował wszystkie inne oleje. Ośmielił się do niego dołączyć Alverde z olejkiem arganowym i migdałem - w tym momencie nie mam ochoty na żadne inne oleje :)














Naturalne cuda do stylizacji, o których nie omieszkam napisać troszkę więcej :)
Sok z aloesu i żel z siemienia lnianego.













Mój cel - włosy do pasa coraz bliżej, przekroczyłam "zaczarowaną granicę". Miejmy nadzieję, że do wakacji się uda! :)

Jak się mają Wasze włosy? Zapuszczacie czy wolicie trzymać się krótko?  :)

zdjęcie sprzed chwili w świetle sztucznym z lampą - włosy potraktowane czapką, śniegiem, szalikiem i deszczem... wciąż walczę, ale puch na moich włosach zdarza się coraz rzadziej :) -->

wtorek, 12 lutego 2013

Pod lipą - zwykły szampon od Garniera

Wtorek w rozjazdach - te słowa piszę do Was w pociągu relacji Głogów - Wrocław o godzinie 07.05 :) wieczorem czeka mnie jeszcze trasa do Poznania (zachciało się ferii to ma). Także nie bacząc na ponure niebo i ośnieżone pole za moim oknem - recenzja szamponu od Garniera.

(zgasili światło w pociągu. teraz do czytania mogę sobie poświecić oczami.)



Garnier, Ultra Doux, Szampon oczyszczający z kwiatem lipy












Techniczne:
1. Opakowanie - dostępne w dwóch standardowych wielkościach - 250ml i 400ml. Płaskie, zgrabne, jasnozielone, z mocnym zamknięcięm. Jedyne zastrzeżenie mam do otworu - jest nieco za duży, przez co wylewa się za dużo produktu, co rzutuje na jego wydajność.

2. Zapach - pachnie ziołowo, a właściwie drzewnie, zapach może się nie podobać, ale na pewno nie jest tak duszący jak np. czarna rzepa od Barwy. Utrzymuje się na włosach, ale krótko.


3. Konsystencja - żelowa, genialnie się pieni (na olejach nawet lepiej), ale to niestety jak powszechnie wiadomo zasługa SLeS. Wystarczy naprawdę odrobina na całe włosy.

4. Wydajność - niestety nie grzeszy wydajnością. Wystarczy na około 10 - 15 użyć, co przy codziennym stosowaniu daje 2 tygodnie. Ja używam go do mocniejszego oczyszczania - mniej więcej raz w tygodniu - dlatego jakoś strasznie nie narzekam.

Dlaczego on?
Doszłam do wniosku, ze muszę mieć jakiś "zwykły szampon", kiedy potrzebuję po prostu dobrze umyć włosy. Stałam pół godziny w drogerii czytając składy, na koniec poszłam do Biedronki i wzięłam pierwszego z brzegu Garniera.

Moja opinia:
"Zwykły szampon" - to dobre określenie. Świetnie się pieni, dobrze oczyszcza. Przy częstym stosowaniu może spowodować swędzenie skóry głowy (choć producent obiecuje ukojenie skalpu). Skład też pozostawia wiele do życzenia.
Ale nie czepiajmy się - nie jest zły. Całkiem możliwe, że po zużyciu butelki do niego wrócę.



Stosowałyście szampony z Garniera? Jakich drogeryjnych szamponów używacie? :)

Trzymajcie się ciepło!

(pociąg stanął w polu, przebiegł konduktor z maszynistą w jedną stronę, potem w drugą, pociąg ruszył i nawet wróciło światło. gdy przyjechałam do Wrocławia były jakieś początki wiosny. tymczasem gdy publikuję tego posta za oknem leży już przynajmniej 5cm warstwa bieluśkiego śniegu - pora roku się zmieniła :D)

niedziela, 10 lutego 2013

Zakupy zza Nysy :)

Wróciłam, choć tylko na chwilkę, bo jeszcze tydzień mam ferie po zaliczonej sesji i mam zamiar to dobrze wykorzystać ;)
Jak wspominałam byłam u Babci, a po drodze udało mi się wyskoczyć do Gorlitz z moją Kuzynką (Kochana, dzięki Ci!), przez co obie mało nie zbankrutowałyśmy :D

Zakupy nie trwały długo, w sumie nie są duże, powiedziałabym raczej, że planowane od dawna. Za cel stawiam sobie teraz zużycie tego, co mam na półkach, aby za pół roku móc znowu pojechać i uzupełnić zapasy. 

Przy okazji muszę napisać, że design kosmetyków Balea i Alverde mnie urzeka swoją prostotą - czy zbiór takich opakowań nie wygląda optymistycznie? :)


Co przybyło?

Najlepsze żele jakich w życiu używałam - żele od Balea. Miałam dwa i wiem, że zawsze jak będę w pobliżu będę kupować następne :)
Tym razem makaroniki z wiśnią (już w grudniu wiedziałam, że muszę je mieć, pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że do lutego nie znikną z półek :)) i guawa.
Oba po 300ml, oba po 0,65 euro (!).











Moja Isana z olejkiem babassu dobija powoli dna (powoli, bo mi szkoda ;)), a na moich półkach nie stała żadna inna prosta odżywka. Chwyciłam więc z półki dwie odżywki z Balei - jedna z kokosem i kwiatem tiare, a druga z mango i aloesem. Na KWC brak opinii - będziemy testować :D
Ponownie - obie po 300ml i obie po 0,65 euro.










Na koniec smakołyki z Alverde. Szampon, o którym czytałam u Karminowych ust - po takiej recenzji musiałam go wziąć, a ponieważ do codziennego mycia włosów mam tylko żel z babydream, bo reszta jest mocniejsza nie wahałam się nawet - jabłko i papaja - 300ml za 2,45 euro.
Olejek do włosów z porzeczką się nie sprawdził, więc postanowiłam dać szansę olejkowi z olejem arganowym - 50ml za 2,95 euro (ciekawostka - tyle samo kosztowało 100ml porzeczkowego :))
Na koniec do koszyka wpadła pomadka ochronna mandarynka i wanilia - ponieważ używanie Carmexu przy minusowej temperaturze, śniegu i wietrze nie jest najlepszym pomysłem, a 1,15 euro to nie majątek :))




Kupiłam oprócz tego jeszcze nieco chemii gospodarczej. Jak widać niewiele wzięłam, ale suma sumarum też niewiele zapłaciłam :)

Znacie te produkty? A może coś od dawna jest na Waszej liście małych marzeń? :)

czwartek, 7 lutego 2013

Ukłon po raz pierwszy! IHT 9

O magicznej mocy olejowania słyszę praktycznie od momentu, kiedy zawitałam na blogspota. Przyznaję, początkowo wydawało mi się to dziwne. Ale nie na tyle, żebym nie mogła spróbować. Pierwszy był bodajże rycynowy - na skórę głowy super, ale stosowany na całe włosy bardzo je wysuszał i puszył.
Druga była Vatika - też puszyła, choć usiłowałam sobie wmówić, że czyni cuda - poszła w świat po połowie opakowania.
Trzecia była oliwka z Babydream - tania i całkiem w porządku, ale szału nie robiła.
Czwarty na moich włosach zagościł słynny porzeczkowy Alverde. Tym bardziej szału nie robił, więc po dwóch użyciach znalazł nowy dom.

A potem dostałam IHT 9. Przeleżał trzy miesiące na półce i miałam go oddać.
I całe szczęście, że pokusiłam się, by jednak go otworzyć.
Zapraszam na recenzję!

IHT 9 - Olejek przeciw wypadaniu włosów

Ze strony helfy.pl
Specjalna kuracja skomponowana z rzadkich ziół i olejków zalecanych przez Ajurwedę dla powstrzymania wypadania włosów oraz rekonstrukcji zniszczonych włosów. Olejek wnika głęboko w skórę głowy i odżywia cebulki włosa, wspomagając ich wzrost. Zapobiega łysieniu i wypadaniu włosów; zagęszcza je. Ponadto poprawia krążenie krwi i rewitalizuje słabe, pozbawione energii włosy.
Olejek odżywia mieszki włosowe, stymulując wzrost gęstszych, grubszych, zdrowszych włosów. Składa się z oliwy z oliwek i olejów: sojowego, z orzechów włoskich, kokosowego, migdałowego, jojoba i z pestek moreli. Naturalne olejki mają intensywnie właściwości odżywcze, tak aby włosy mogły się wzmocnić i nabrać blasku. IHT 9 jest również wzbogacony o ekstrakty z kozieradki, miodli indyjskiej, bhringraj , amli, bhrami, jatamansi i aloesu, które zapobiegają infekcjom skóry głowy.
Techniczne:
1. Opakowanie - zwykła zakręcana butelka na 200ml. Miała zabezpieczenie, ale postanowiło znienacka wyskoczyć i pozwolić rozlać się olejowi na lustro i umywalkę... Bez zabezpieczenia jest nawet wygodniej ;)
2. Zapach - pachnie jak "india shop" - kadzidlano-ziołowy zapach. Jak dla mnie bardzo przyjemny i nie duszący.
3. Konsystencja - olej w butelce jest w formie płynnej, co umożliwia mi naolejowanie włosów w ciągu minuty - wielki plus!
4. Wydajność - bardzo dobra. Zużywa się powoli (nie licząc wypadku z dozownikiem...), ale widzę realne szanse na dojście do dna.


Jak trafił do mnie?
Otrzymałam go dzięki Adze i helfy.pl na spotkaniu wrocławskich blogerek - był wtedy zupełną nowością.

Moja opinia:
WOW. 
Wszystko, co dobrego kiedykolwiek czytaliście o olejowaniu włosów - wstawcie to sobie w to miejsce.
Włosy są nawilżone, dociążone, miękkie, błyszczące, falujące... Wciąż testuję jak się sprawdza stricte pod kątem hamowania wypadania, ale jeszcze za wcześnie na taki wyrok. Na pewno dam znać. Używam go raz do max dwóch razy w ciągu tygodnia (co drugie, trzecie mycie).
Czy polecam? TAK!
Zwłaszcza jeśli żaden olej do tej pory nie zrobił z Twoimi włosami niczego spektakularnego. Moje wysokoporowate, bardzo niesforne, falowane, nieco przesuszone, farbowane i traktowane SLSami włosy go uwielbiają :)

Czy kupię ponownie? 
Na pewno! Kosztuje 29zł, co za butelkę 200ml, bardzo dobrą wydajność i genialne wręcz efekty jest dobrą ceną.


Jak widać poza sztywnymi kanonami Sesa-Vatika-Amla-Khadi-Alterra-Alverde, z którymi spotkał się każdy istnieją jeszcze nowinki. IHT 9 to nowinka jak najbardziej udana :)

Swoją drogą, obserwuję u siebie ostatnio maaasę baby-hair - małych i dużych. I tak się zastanawiam, która stosowana metoda pomogła im najbardziej. Dochodzę do wniosku, że wszystkie dotąd stosowane :D

Macie swoje ulubione oleje? :)

środa, 6 lutego 2013

Ukłon w stronę natury - zapowiedź

Witajcie!
Kiedy wczoraj byłam na wrocławskim rynku aż miałam ochotę zdjąć czapkę i szalik, kupić tulipany i cieszyć się wiosną. Kiedy dzisiaj obudziłam się - jakby inny świat.
U Was też spadł śnieg? :D
Wybieram się jutro do Babci na 4 dni, także przez chwilę mnie tu nie będzie, ale wypoczynek zasłużony. Wyniki ostatniego egzaminu w piątek.

Ostatnimi czasy nie kupuję z kosmetyków niczego nowego (chyba, że na przykład uzupełniam zapasy ;)). Zużywanie idzie trochę słabiej, ale idzie. Jednak każda kobieta potrzebuje nowości. Każda blogerka kosmetyczna na pewno.

U mnie objawiło się to ukłonem w stronę natury. Zaczęłam używać kilku powszechnie lub mniej powszechnie w blogosferze znanych produktów i jedyne co ciśnie mi się na usta to - dlaczego dopiero teraz?!

"Ukłon" będzie odcinkowy, będę z czasem przedstawiała czego zaczęłam używać i jak się to sprawdziło. Przy okazji pragnę zaznaczyć, że nie jestem wegetarianką, weganką, małą uwagę zwracam na testowanie kosmetyków na zwierzętach (bez linczu proszę), SLS mi nie szkodzi. Dlatego wszystkie stosowane techniki są owocem mojej czystej ciekawości :)


źródło


Długa zapowiedź, wybaczcie :) Jutro powinna pojawić się pierwsza recenzja :)

Poza tym, jak już będę u Babci to może uda mi się wyskoczyć do dm... A stamtąd na pewno nie wrócę z pustymi rękoma. Moim celem będą przede wszystkim żele pod prysznic, bo tego nigdy dość, a Balea posiada zdecydowanie najlepsze jakich do tej pory używałam.

Oddałam aparat prawowitemu właścicielowi, dlatego też wybaczcie jeśli jakość zdjęć na blogu się nieco pogorszy. Będę nad tym pracować (może jakiś nowy aparat? :))

Koniec gadania, biorę się za porządnego posta. Na koniec pytania do Was:

na jakich kosmetykach skupiasz się najbardziej i jesteś w stanie wydać najwięcej?
jaki krem matujący do cery mieszanej polecacie ?(kończy mi się Siarkowa Moc i mam ochotę na coś nowego! ;))

Trzymajcie się ciepło!

poniedziałek, 4 lutego 2013

Ułatwienie kosmetycznego życia - dwie nowości :)

Niby niepotrzebne, ale ułatwiają życie. Naprawdę. Może nie napiszą za nas egzaminu, nie zapobiegną korkom na drogach, spóźnieniom pociągów, pochmurnej pogodzie... ale nie taka ich rola :) Przede wszystkim mają uprzyjemnić życie i wzbudzać uśmiech na twarzy.
Niby nic, a właśnie to robi :)

Pierwszy:



Miał być jeden - H14. Padło na tą trójcę. Moim zdaniem? Słuszny wybór ;)

I drugi (w tym momencie spełniło się moje małe marzenie - jak dla mnie jest to idealna kosmetyczka do przewożenia pędzli, kolorówki, lakierów i kolczyków w jednym miejscu):

słuszne rozmiary, ale mniejsze niż normalna kosmetyczka
długie kredki i pędzle (nawet Ecotools i Hakuro) mieszczą się w tej kieszonce
pędzle Sunshade Minerals mieszczą się pionowo, paletka z Inglota wchodzi bez problemu
grubasek.
Kosmetyczkę znalazłam w dziale Ikea Family - dla posiadaczy tej karty jej cena to 10 zł - warto! ;)

Dwie nowinki, a cieszą. Minerałki zamówię po zakończeniu sesji - i oby stało się to jak najszybciej :)
Miłego dnia!

piątek, 1 lutego 2013

Budyń czekoladowy w proszku i kremie ;)

Witajcie! :)
Czekam na wyniki egzaminu, we wtorek następny, a ja znad książek przeprowadziłam się do łóżka - dopadło mnie przeziębienie! Także mam nadzieję, że Wy trzymacie się ciepło i zdrowo.

Dzisiaj napiszę o wszechobecnym hicie ostatnich miesięcy - kremie do ciała Isana. Jak się sprawdził u mnie?


Isana, Krem do ciała z masłem shea i kakao 

>link do KWC<


Producent (krótko i na temat):

Technicznie:
1. Opakowanie - pół litrowy słoik - wygodny do używania w domu, z łatwym dostępem, estetyczny i ładny w swej prostocie.


2. Zapach - kiedy rozpuszczacie budyń w proszku w zimnym mleku - to właśnie taki zapach! :) słodki i apetyczny, jednak w zbyt dużej ilości potrafi zemdlić.
3. Konsystencja - krem to dobre określenie - nie jest to masło, nie jest to też lejący balsam.


4. Wydajność - . . . - duża.

Moja opinia:
Do ciała - lekki, apetyczny, słodki zapach, łatwo się rozprowadza, szybko się wchłania i całkiem nieźle nawilża (nawilżenie cud to to nie jest, ale od tego są bogate masła :)). Jedyne co to przy tak dużym opakowaniu zapach po pewnym czasie może się znudzić.
Ten krem znany jest jednak na blogach przede wszystkim jako idealny specyfik do kremowania włosów.
Cóż - w połączeniu z dobrą odżywką, kiedy moje włosy akurat mają niezły dzień - faktycznie kremowanie nieco je zmiękcza, nie zauważyłam natomiast wygładzenia i ujarzmienia puchu. Prosto rzecz ujmując - moim wysokoporowatym włosom kremowanie na pewno nie zastąpi olejowania.

Aż żałuję, że te kremy występują tylko w dwóch zapachach - apeluję o coś owocowego na lato! :)

Skład:
Fakt otrzymania produktu za darmo nie wpływa na moją opinię.

A o pewnym oleju, który moje włosy pokochały... już niedługo :)

Jak się sprawdza u Was? :)

Zobacz też

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...