Moja włosowa historia nie zawiera w sobie gwałtownych i niespodziewanych zwrotów akcji. Mogę ją opublikować dopiero teraz, kiedy to z domu zgarnęłam zdjęcia z dzieciństwa, a ze starego dysku z czasów gimnazjum - zapraszam! Zdjęć będzie dużo, różnić się będą głównie długością :)
Nie cenzurowałam twarzy, nie mam nic przeciwko byciu nieanonimową blogerką ;)
Jako dziewczynka byłam małym blond aniołkiem. Włosy były prawie białe, końcówki wiecznie podkręcone. Nie, moim rodzice nie ścinali mi włosów. One po prostu prawie nie rosły. I tak, gdy inne dziewczynki miały w wieku lat pięciu włosy już prawie do pasa, moje wciąż oscylowały w okolicy ramion.
Nie cenzurowałam twarzy, nie mam nic przeciwko byciu nieanonimową blogerką ;)
Podrosłam nieco, włosy zaczęły ciemnieć. Powstał z tego klasyczny polski blond, który uroku nabierał w wakacje - słońce robiło na nich naturalne złote pasemka. Włosy może są i długie, ale jak widać po warkoczykach - bardzo cienkie i delikatne. Już wtedy dookoła głowy fruwały "złote piórka", które zawsze spinałam spinkami, bo mnie irytowały.
Całe dzieciństwo mama zaplatał mi warkocza/dwa warkocze, ostatecznie koka. Szczytem szaleństwa i wyzwolenia było dla mnie to, jak poszłam do szkoły w związanych włosach, a w szkole je rozpuszczałam :D
Nawet nie wspomnę jaki miałam puch na głowie - efekt rozczesywania falowanych włosów na sucho.
Plątały się bardzo. Kiedyś nawet pamiętam, że jak marudziłam przy czesaniu to usłyszałam - albo przestaniesz, albo pójdę po nożyczki. Buzia na kłódkę, łzy w oczach i wytrzymałam (dlatego doskonale rozumiem, dlaczego reklamują TT końcem cierpienia dla dziewczynek).
Włosy rosły, coraz rzadziej zaplatane w warkocz, coraz częściej spinane w nijaką kitkę.
Zdarzały się loki na papiloty, które trzymały się jakby je ktoś klejem utrwalił.
I wiele małych warkoczyków. (patrz wyżej)
Potem było gimnazjum. Nauczyłam się zaplatać warkocz francuski - najpierw dwa, potem jeden, a potem wszelkie możliwe wariacje na ten temat. Włosy sięgały zapięcia od stanika i miały się całkiem nieźle, choć wciąż były raczej puchem. Przyszedł czas na zmianę. (wybaczcie słodką minkę - gimnazjum ^ ^)
Pod koniec gimnazjum ścięłam włosy prawie do ramion i wycieniowałam. Nagle okazało się, że bardzo chętnie się kręcą - same z siebie! Wystarczyło, że umyłam głowę szamponem wieczorem i położyłam się spać. Rano rozczesałam (o la boga.), wgniotłam piankę i heja. Trafiłam wtedy na świetną fryzjerkę, jakoś tak ścięła moje włosy, że nie dość, ze wyglądały naprawdę ładnie to jeszcze rosły jakby szybciej.
Zdarzały mi się też krótkie romanse z prostownicą. I o ile na zdjęciu po lewej są splątane wiatrem, o tyle na zdjęciu z balu gimnazjalnego po prawej wyglądają już całkiem przyzwoicie.
Zdarzały mi się też krótkie romanse z prostownicą. I o ile na zdjęciu po lewej są splątane wiatrem, o tyle na zdjęciu z balu gimnazjalnego po prawej wyglądają już całkiem przyzwoicie.
Ale mi najlepiej w długich, więc znów zapuszczałam. Do studniówki.
W liceum stało się z nimi coś dziwnego. Nie pamiętam co wpłynęło na tą zmianę, ale z gęstych, lśniących włosów zostały piórka. Których na dodatek nie dało się niczym obłaskawić.
Jednak z uporem maniaka zapuszczałam dalej. I co z tego, że długie, skoro rozpuszczone nie dodawały uroku?
Przed studniówką ścięłam jakieś 10 cm. Znów wycieniowałam, znów zaczęły się kręcić.
W liceum stało się z nimi coś dziwnego. Nie pamiętam co wpłynęło na tą zmianę, ale z gęstych, lśniących włosów zostały piórka. Których na dodatek nie dało się niczym obłaskawić.
Jednak z uporem maniaka zapuszczałam dalej. I co z tego, że długie, skoro rozpuszczone nie dodawały uroku?
Przed studniówką ścięłam jakieś 10 cm. Znów wycieniowałam, znów zaczęły się kręcić.
Zawsze chciałam tak spontanicznie wejść do fryzjera i poddać się jego działaniu. Stało się tak w wakacje 2011. W sierpniu po maturze wracałam do domu z zakupów, weszłam do fryzjera i znów ścięłam włosy nieco za ramiona. Na głowie było jakby lżej. Szybko jednak zatęskniłam za długimi włosami.
Od tamtej pory nie byłam u fryzjera.
Włosy podcina mi kuzynka, jednak nie częściej niż raz na rok (wołanie o pomstę do nieba...). Po prostu nie ma takiej potrzeby. Dalszą historię już znacie, włosy rosną, farbowane henną, prostowane od wielkiego dzwonu.
te dwa zdjęcia różni rok - w międzyczasie było właśnie ta "spontaniczna" wizyta u fryzjera i farbowanie henną. |
I tak moje kłaczki osiągnęły wcięcie w talii. Udało się nieco ogarnąć puch, delikatnie wydobyć skręt. W międzyczasie były farbowania henną.
ich naturalny skręt wygląda nieco inaczej. na zdjęciu są po nocy w kłosie, którego zapomniałam rozpleść :) |
No i mam dylemat.
Niby jest to, co chciałam - długie włosy, które w dobry dzień wyglądają naprawdę dobrze.
Ale z drugiej strony... męczy mnie fakt, że nie mają kształtu. Owszem, można z nich zapleść prawie wszystko i będzie się trzymać długie godziny. Końcówki kręcą się na potęgę (tak, wiem, że są suche, podcinam niedługo, tylko zastanawiam się jak dużo). Wiem, że są zdrowe i dosyć grube, choć nie ma ich wiele (mikroskop i brak prowadzącego na sali - włos wygląda jak taki z reklamy, sprawdzałam! :D).
Co dalej?
Czy wycieniować i pozwolić im się kręcić? Z drugiej strony długi czas potem zejdzie zanim z tego cieniowania zeszłabym do stanu "na prosto". Wiem jedno - włosy muszą mieć taką długość, żeby dało się z nich zapleść warkocz. Zresztą - ja po prostu lubię długie włosy.
Ale trzymanie ich w koku przez cały czas mija się z celem.
Jak myślicie? Czekam na Wasze opinie :)
Obojętnie jakie włosy ale koniecznie czerwona szminka jak na ostatnim zdjęciu! Wyglądasz w niej przepięknie!
OdpowiedzUsuńOj tak zgadzam się ;-) Ja bym włosy zostawiła w ogóle takie jakie są, przecież są piękne!! Chciałabym mieć właśnie taką długość
UsuńKońcówki wołają o pomstę do nieba ;) A długość jest bardzo wygodna - polecam ;)
UsuńJaki słodki aniołek na drugim zdjęciu ;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem nie powinnaś ścinać, ani cieniować włosów, takie są ładne. No i muszę to dodać - bardzo pasuje Ci ta czerwona szminka na ustach ;)
kolor tej szminki bardzo Ci pasuje! :) ja bym podcięła te 5cm (powiedzmy) i walczyła o skręt, bo są naprawdę ładne :)
OdpowiedzUsuń..włosy bym podcięła, rozkojarzona dzisiaj jestem ;)
UsuńMyślę, że tak też zrobię :)
UsuńA o tym co mam na ustach będzie już niedługo :)
Moim zdaniem sa super, a ty jesteś śliczna!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńśliczne masz teraz włoski, ja bym nieco cieniowała, bo lżejsze są wygodniejsze i łatwiej wydobyć skręt...
OdpowiedzUsuńCo do wygody to średnio - wypada to to z warkocza i trzeba podpinać :D
UsuńAle prawda - wtedy skręcają się same... Ciężka decyzja :)
ale wtedy końcówka warkocza jest mniej treściwa :) coś o tym wiem - zdecydowałam się na cieniowanie i fryzjerka poszalała ;)
Usuńa włosy masz piękne, po kłosie wyglądają super i marzę o takich :)
Podoba mi się przegląd tych zdjęć :)
OdpowiedzUsuńWidać jak się zmieniały nie tylko włosy, ale i Ty :)
Ja kiedyś miałam włosy proste jak druty!
Dopiero wczasach liceum zaczęły się falować, trochę skręcać.
Włosy mam do ramion, czasami trochę krótsze i w takiej długości się lubię.
Raz na jakiś czas podcinam i delikatnie cieniuję.
Czupryna zyskuje wtedy troszkę lekkości :)
I wygląda ładniej, po prostu :)
podetnij może z 5 cm:) ale całościowo nie obcinaj! szkoda tych kłaczków:D no i szminka musi zostać jak amen:D
OdpowiedzUsuńBardzo dobra historia, fajnie mi się ją czytało, ponieważ moja włosowa historia jest zupełnie inna. Ciekawie jest tak poznać zupełnie inny punkt widzenia ;).
OdpowiedzUsuńJa akurat należałam do tych dziewczynek, które w wieku nawet nie pięciu, a już czterech lat miały bardzo długie włosy. Natomiast mi zawsze podobały się krótkie! Po pierwszej klasie liceum spontanicznie ścięłam na takie ledwo do brody, ufarbowałam na ognistą czerwień i nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa ;)
Generalnie podobają mi się też loki (pewnie dlatego, że ja mam proste ;) ). Ogólnie jestem zwolenniczką eksperymentowania - jeśli masz ochotę na zmianę, to śmiało!
Nie eksperymentowałam z włosami głównie dlatego, że rosną baardzo powoli i zawsze do pasa było jakoś tak dziwnie daleko :)
UsuńA rudy... myślałam kiedyś, ale teraz bardziej przeszło mi na zainteresowanie czekoladką :)
Pomyslowo i fajnie :)
OdpowiedzUsuńFollow?
fashionlikealife.blogspot.com
Żadnego rozjaśniania! Henna wygląda doskonale!
OdpowiedzUsuńMasz piękne włosy, nie psuj tego rozjaśnianiem :)
Dla samego zabiegu z chęcią powtórzyłabym farbowanie henną... Gdybym jeszcze wiedziała, że chwyci odrost to już na pewno...
UsuńW takim razie rozjaśnią się same - na słońcu :)
Aaale jesteś śliczna! Trochę mi przypominasz aktorkę Olgę Kalicką (mam nadzieję że to komplement)
OdpowiedzUsuńNie rozjaśniaj! Szkoda włosków. Ja bym poprawiła kolor na troszkę mocniejszy i troszkę podcięła :)
jaka Ty jestes śliczna! :D Masz piękne włosy, nie farbuj ich. Ja swoje rozjaśniłam i wcale nie wygladałam lepiej, a włosy się zniszczyły. Masz na prawdę piękny kolor :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńRozjaśnienie już wypadło z głowy - zrobiły to same przy udziale słońca, teraz tylko myślę jak go trochę ujednolicić, bo widać różnicę między długością a odrostem :)
Kiedy byłam mała mama uparcie obcinała moje włosy przez co wyglądałam jak chłopak. Moje koleżanki miały piękne długie warkocze a ja... szkoda gadać. Po I komunii pozwoliła mi je zapuszczać. Rosły sobie w zaciszu aż osiągneły długość za tyłek. Były piękne, mocne, zdrowe. Układały się różnie ale ich w żaden sposób nie męczyłam niczym tzn. suszarką, prostownicą czy farbowaniem. Osiągnełam to o czym zawsze marzyłam. Potem niestety przyszła choroba i z pięknego grubaśnego warkocza została tylko mysia kitka:( Teraz już jest nieco lepiej ale włosy nadal mam długie.
OdpowiedzUsuńCzasami przychodzą mnie chwile zwątpienia. Również chciałabym coś zmienić. Zafarbować, obciąć. Zawsze jednak zostaję przy swoim. Kocham je takie jakie są i choć czasami sprawiają mi nie lada problem powiedziałam i obiecałam sobie że zostaną takie jakie są.