Ile to razy piękna, lśniąca tafla dziewczyn o włosach niskoporowatych zachwycała (chyba każdą z nas :)). A u mnie nie dość, że włosy blond, to jeszcze jak na złość uwielbiają się puszyć.
Próbowałam różnych metod ujarzmienia - od tych powszechnych przez mniej typowe, aż do naturalnych. Jakie były efekty?
Pianka - raczej sklejała włosy, a jeśli już podkreśliła fale to na krótko, włosy wciąż się puszyły.
Lakier - sam w sobie puchu nie ogarnie.
Produkty do stylizacji na ciepło - no effect.
Jedwab Biosilk - wysuszał!
Krem do rąk z Biedronki (słynny zielony wycofany już krem) - ujarzmiał? Tak, ale nietrwale i na krótko. Jednak to przy nim po raz pierwszy moje włosy zostały ogarnięte. Zaplecione w warkocz, po rozpuszczeniu trzymały kształt i nie wyglądały jak grzywa pudla.
Oil Miracle - na początku działała siła sugestii. Działał, ale obciążał włosy. Zresztą to same silikony, a moje włosy za nimi naprawdę nie przepadają (obecnie wykluczyłam je całkowicie z pielęgnacji i kłaczki mają się świetnie!)
W czasie wakacji i promocji w SuperPharm nabyłam sok z aloesu (9,99zł). Litrową butlę.
Otworzyłam ją dopiero w okolicach grudnia, ze świadomością, że trzeba ją opróżnić dosyć szybko.
Trochę wypiłam. Trochę przelałam do buteleczki z atomizerem. Miały być płukanki, ale ten zabieg do mnie nie przemawia.
Mamy więc już buteleczkę z atomizerem.
Niewiele później kupiłam siemię lniane (ok. 4 zł), aby walczyć o długość. Piłam przez tydzień i zrezygnowałam. Siemię leżało.
Jakiś miesiąc temu po raz pierwszy zrobiłam żel lniany (gotowanie ziarenek przez około 15 minut). Przelałam do buteleczki z pompką.
Obok buteleczki z atomizerem mamy drugą - z pompką.
Nie ruszam się bez nich z Wrocławia.
A moje włosy nie pamiętają co to jest "bad hair day".
Bywa, że włosy, nawet po użyciu odżywki są napuszone. Albo nie mają ochoty się układać. Wtedy najpierw spryskuję czuprynę sokiem z aloesu. Wygładzam rękoma.
Jeśli danego dnia są wyjątkowo oporne to przed psikaniem nakładam na nie jedną pompkę żelu aloesowego (pompka ułatwia dozowanie!). Zwykle na tym etapie ugniatam też moje fale.
Czasem zaplatam je na chwilę w warkocz, a po rozpuszczeniu...
...są miękkie, lśniące, trzymają kształt, nie są napuszone, ale też nie są obciążone (mówi się chyba "dociążone")
W drogeriach szerokim łukiem omijam już kolejny dział. I oszczędzam na produktach do stylizacji ;)
Każdemu, kto nie próbował - polecam. Nie zamienię tego sposobu na żaden inny :)
Próbowałam znaleźć jakieś zdjęcie, które pokaże różnicę...
Mam nadzieję, że widać, że włosy kręcą się według własnego widzimisię - po lewej. Po prawej dla przypomnienia jak to wygląda teraz :)
Jakie są Wasze sposoby na ujarzmienie włosów? :)
PS Nie da się nie zauważyć, że bywam tutaj ostatnio coraz rzadziej. Przyczyna jest prosta - nauka. Powiecie, że sesja się skończyła, nowy semestr dopiero co zaczyna, więc czego tu się uczyć?
Prawda jest taka, że sesja to nic w porównaniu z ilością nauki jaką teraz mam na co dzień (wszystkiemu winna reforma!)... A ponieważ za parę lat chcę być dobrym lekarzem (a za kilka miesięcy mieć spokojne wakacje) - wybaczcie mi jeśli nie będę pisać regularnie. Wolę jednak pisać rzadziej, ale konkretnie niż co chwilę posty bez treści.
Dziękuję, że jesteście! :)
A wszystkim, które zastanawiają się czy zaczynać medycynę... Jeśli są takie to może kiedyś napiszę o tym parę słów :)